ON

Gdy w samotności o wieczornej porze,

przeglądam swego życiorysu karty.

Wysnuwam wniosek że na mojej drodze,

stał ciągle On okropnie uparty.

Choć próbowałem ciągle go omijać,

wpadając w bagno nakładając drogi,

On zawsze zdążył w odpowiedniej chwili,

podać mi rękę bym stanął na nogi.

To ON nagminnie na bok odpychany,

rozniecał iskrę szacunku do życia.

To dzięki niemu ja robak zdeptany,

zawdzięczam powrót z otchłani niebycia.

Więc teraz kiedy umysł oczyszczony,

potrafi pojąć tragedię nałogu.

Pragnę za każdy dzień trzeźwego życia,

dziękować BOGU

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuły i modlitwy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *