Gdy w samotności o wieczornej porze,
przeglądam swego życiorysu karty.
Wysnuwam wniosek że na mojej drodze,
stał ciągle On okropnie uparty.
Choć próbowałem ciągle go omijać,
wpadając w bagno nakładając drogi,
On zawsze zdążył w odpowiedniej chwili,
podać mi rękę bym stanął na nogi.
To ON nagminnie na bok odpychany,
rozniecał iskrę szacunku do życia.
To dzięki niemu ja robak zdeptany,
zawdzięczam powrót z otchłani niebycia.
Więc teraz kiedy umysł oczyszczony,
potrafi pojąć tragedię nałogu.
Pragnę za każdy dzień trzeźwego życia,
dziękować BOGU